Tydzień przed, moimi pierwszymi, zawodami w tym sezonie trenowaliśmy sobie w Koutach nad Desnou. Pierwszego dnia warunki na trasie nie były zbyt przyjazne- na trasie było błoto i było zimno. Tego dnia każdy z nas zaliczył przynajmniej jedną glebę, właśnie ze względu na błoto. Sytuacja zmieniła się na gorsze- chmury zgęstniały i w końcu zaczęło lać, co najgorsze, intensywnie. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że na dzisiaj koniec z jeżdżenia. Lał deszcz, robiło się zimno i słońce przesuwało się coraz bardziej na zachód- czas rozbić namiot. I tu zrobił się problem, wizja rozkładania namiotu w ulewny deszcz, nie podobała się nam wcale. Ponadto tego dnia, w Koutach była jakaś impreza, na którą przyjechały chyba wszystkie karetki z okolicy, które przez długi czas dzwoniły w tym samym czasie, zajmując jednocześnie nasze miejsce na namiot... Na szczęście znaleźliśmy rozwiązanie- postanowiliśmy tę noc spędzić w drewnianym domku, jakieś 30 metrów od kas z biletami na wyciąg. Domek ten leży na ścieżce dydaktycznej, dlatego w jego okolicy były drewniane, ludzkie, rzeźby. Zastanawialiśmy się co zrobić z rowerami. Postanowiliśmy zawiesić je wewnątrz domku, na belkach.
 |
Oto i nasza chatka |
Poczekaliśmy na zmrok i wnieśliśmy nasze łóżka do środka. Nie było to takie proste, bo wewnątrz miejsca było bardzo mało. Łóżka całkowicie wypełniły powierzchnie domku.
 |
Dwa rowery po boku |
 |
I jeden pod sufitem |
Termometr koło restauracji wskazywał 8 stopni. W domku było jeszcze zimniej, przez szpary pomiędzy belkami robił się przeciąg. Na szczęście miałem mój śpiwór puchowy. Zagraliśmy w marynarzyka o to kto śpi przy drzwiach, zagrodziliśmy je i poszliśmy spać.
 |
Ja spałem pośrodku, najbliżej "okna", które zasłoniliśmy płachtą |
W namiocie na pewno byłoby cieplej, ale przynajmniej nie musieliśmy go rozkładać w deszcz. Domek ocalił nas przed deszczem i zagwarantował niezapomniane przeżycia. Następnego dnia pogoda była bardzo dobra i jeździło się świetnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapoznaj się z moimi zasadami komentowania.